niedziela, 18 września 2016

reż. Hayao Miyazaki, czyli o kilku tytułach ze Studia Ghibli



Poprzednie posty oscylowały wokół Korei Południowej, a przecież Kultura Dalekiego Wschodu zahacza jeszcze o kilka innych państw, niosąc ze sobą więcej rzeczy wartych uwagi. Taką rzeczą są na przykład filmy animowane z japońskiego Studia Ghibli. W ich dorobku znajduje się już 22 tytuły, w tym
Spirited Away: W krainie bogów, jedyny nieamerykański film nagrodzony Oscarem w kategorii filmów animowanych, wyreżyserowany przez Hayao Miyazakiego, o którym będzie dzisiejszy post.

Hayao Miyazaki to japoński reżyser filmów animowanych, rysownik i twórca komiksów. Jego reżyserski dobytek liczy już 11 tytułów, czyli na dzień dzisiejszy połowę dzieł, które wyszły pod logiem Studia Ghiblizałożonego także przez samego Hayao Miyazakiego oraz Isao Takahatę i producenta Toshio Suzukiego po sukcesie pełnometrażowego filmu Nausicaä z Doliny Wiatru, powstałego rok wcześniej.

Mimo  że Hayao Miyazaki obijał mi się kilkakrotnie o uszy, a japońska animacja od wielu lat nie jest mi obca, długo zabierałam się za obejrzenie czegokolwiek ze Studia Ghibli. Ale przyszedł w końcu ten dzień, kiedy kierowana swoją ciekawością, włączyłam pierwszy tytuł z mojej listy.
Moją listę zamknęłam
początkowo w trzech filmach animowanych, aby mieć już cokolwiek o ich reżyserze do powiedzenia. Opinie w Internecie sprawiły, że były to Księżniczka Mononoke, Spirited Away: W krainie bogów oraz Ruchomy zamek Hauru. Zgodnie z chronologiczną kolejnością powstawania, zaczęłam swoją przygodę od księżniczki.


Księżniczka Mononoke to historia o walce między strażnikami lasu, w postaci duchów, bóstw i zwierząt a ludźmi niszczącymi świat przyrody. Opowieść zaczyna się od momentu, kiedy książę małej wioski zostaje przeklęty przez demona i z tego powodu wyrusza w podróż, aby zmazać z siebie klątwę. Tytułowa dziewczyna to San, ludzkie dziecko wychowane przez wilczycę, którą Ashitaka, wcześniej wymieniony książę, spotyka na swojej drodze.
 



Historia San i Ashitaki porusza znane nam dobrze we współczesnym świecie problemy ekologiczne, które często bagatelizujemy, pozwalając, aby zielona część naszego świata kurczyła się coraz bardziej i bardziej.
Mimo że główni bohaterowie zgadzają się w wielu kwestiach, stają po przeciwnych stronach konfliktu. Oboje reprezentują odmienne postawy, ale razem pragną tego samego dla świata - porozumienia. Droga do niego okazuje się być dość brutalna, co zostaje wyraźnie podkreślone i rodzi wiele wątpliwości, czy powinno się taki film pokazać dzieciom. Ciężki. Z brakiem wyraźnie określonych postaci. Pełnym krwi i przemocy. Studio Ghibli nie odpuszcza nawet przy wizerunkach niektórych postaci. Już w pierwszej scenie dostrzegamy demona, ukazanego w trochę strasznym wydaniu, w którego przeobraził się dzik. Na dłużej w pamięci zapadają też tajemnicze, nieco przerażające duszki lasu.



Kolejną produkcją, którą zdecydowałam się odtworzyć było Spirited Away: W krainie bogów. Przedstawia historię dziesięcioletniej Chihiro, której rodzice zamieniają się w świnie, po spożyciu jedzenia w opuszczonym miasteczku, które okazuje się być krainą bogów. Z tego powodu dziewczynka rozpoczyna próbę odczarowania ich. Pomaga jej przy tym Haku, chłopiec, który także skrywa pewną tajemnicę.



Mimo że Spirited Away: W karinie bogów nadal pozostaje przedstawiony w typowo japońskim klimacie, odbiega nieco swoją formą od Księżniczki Mononoke. Moim zdaniem to właśnie ta różnica sprawiła, że akurat ten film ze Studia Ghibli mógł wejść na arenę międzynarodową, zdobywając przy tym jedną z najważniejszych nagród - Oscara. Historia Chihiro jest zdecydowanie łagodniejsza i została wzbogacona wątkami komediowymi, które okazały się być strzałem w dziesiątkę, ale mimo tych drobnych korekt, nadal możemy dostrzec typowe dla Studia Ghibli przemycenie w treści czegoś ważniejszego. Wciąż istnieją sytuacje, które zostają poddane naszemu osądowi i stale nie potrafimy powiedzieć, kto jest na pewno zły, na kim wypada postawić czerwony krzyżyk.

 

Kolejną produkcją, która podtrzymała plusy oscarowego dzieła jest Ruchomy zamek Hauru. Opowiada on historię Sophie, młodej dziewczyny, która została zamieniona w staruszkę. Postanawia więc opuścić rodzinne miasto. Na swojej drodze spotyka pewnego czarnoksiężnika i decyduje się zostać sprzątaczką w jego ruchomym zamku. 


Prawa autorskie do Ruchomego zamku Hauru nie należą jednak w pełni do Miyazakiego. Pomysł wyszedł od Diany Wynne Jones, brytyjskiej autorki powieści fantasy dla dzieci i dorosłych. Seria o czarnoksiężniku Hauru zawiera trzy części. Japoński reżyser zdecydował się przedstawić, jako jeden ze swoich filmów animowanych, pierwszą. Nie obeszło się przy tym bez wielu, dość znaczących, zmian. Być może dzięki temu w Ruchomym zamku Hauru nadal dostrzegamy charakterystyczne cechy dla dzieł Miyazakiego. Cała opowieść to tak naprawdę kolejna historia pytająca nas o to, co jest w życiu najważniejsze. I stale nie dostrzegamy jednoznacznie określonych postaci. Nadal zło okazuje się mieć w sobie trochę serca, które trzeba obudzić, a także sami główni bohaterowie nie są krystalicznie czystą wodą bez jakichkolwiek defektów. 



Zdecydowanie jednym z największych plusów Studia Ghibli jest niesamowite przedstawienie świata. Obraz zachwyca tak wieloma różnorodnymi rzeczami, w ciepłych kolorowych barwach,  że trudno nie pozachwycać się wyobraźnią autora. W każdym dziele dostrzegamy multum ciekawie przedstawionych postaci, gdzie twórca zadbał o każdy ich szczegół, czyniąc wszystkich odrębną jednostką.
Od samego początku oglądania japońskich filmów animowanych ze Studia Ghibli zostajemy zaskoczeni także tą innością, tak odbiegających klimatem od znanych nam z dzieciństwa produkcji Disneya. Disney zawsze pokazywał  wyraziście rozróżnienie między dobrem i złem, w dość prostej formie, zrozumiałej dla wszystkich odbiorców. Można przy nich było spokojnie odpocząć, nie wysilając przy tym specjalnie swojego umysłu. Taki seans był miłym dodatkiem do dnia, pomagający się odprężyć.Tymczasem wschodnioazjatyckie studio zaprezentowało zupełnie inną drogę. W swoich dziełach poruszyli nieco poważniejsze problemy, które pozostawili bez ostatecznej odpowiedzi. Na ekranie stale stawiali nam pytanie "Co jest słuszne?", ponieważ sami nie chcieli przedstawiać jednoznacznego określenia. Na uwagę szczególnie zasługuje także forma pokazania złych charakterów, które okazywały się być tak naprawdę bardziej zagubieni niż źli. Mimo że mam wielki sentyment do produkcji disneyowskich, po obejrzeniu kilku filmów animowanych ze Studia Ghibli, zauważyłam, że ich dzieła przekazują o wiele więcej wartości moralnych. Bardziej rozwijają i kształtują. Nie są to z pewnością łatwe tytuły, które można sobie obejrzeć do obiadu i potem zapomnieć o nich na zawsze oraz być może nie wszystkie nadają się do pokazania dzieciom, ale warto poświęcić dla nich kilka godzin ze swojego życia i razem z reżyserem zastanowić się nad kilkoma problemami.





Źródła:
wikipedia.org
filmweb.pl
http://naekranie.pl/artykuly/hayao-miyazaki-i-jego-anulowane-emerytury
http://en.rocketnews24.com/2014/12/12/hayao-miyazaki-reveals-the-kind-of-otaku-he-hates-the-most/